Kategoria

piątek, 4 stycznia 2013

[Hobbit - An Unexpected Journey] - Hobbit: Niezwykła Podróż

Hobbit: Unexpected Journey




27 grudnia ubiegłego roku wybrałem się na "Hobbita" reżyserii Petera Jacksona. Był to najbardziej oczekiwany przeze mnie film od czasów królowania w kinach "Władcy Pierścieni". Jestem fanatykiem Śródziemia, przeczytałem wiele genialnych dzieł J. R. R. Tolkiena i bardzo wiele oczekiwałem od nowej produkcji P. Jaksona. Czy reżyser spełnił moje oczekiwania? Tak! Jak najbardziej tak. Kupiłem dwa bilety na wersję 3D (zabrałem ze sobą moją lubą) w 48fps'ach. Zielonogórskie CinemaCity było w stanie zaoferować taką jakość, więc skorzystałem z takiej rewolucji i zechciałem ją porównać z dzisiejszymi standardami.



Film zaczął się bardzo przyjemnie, aż przeszły mi ciarki po plecach gdy ujrzałem napis "Hobbit" i usłyszałem niesamowite dźwięki skomponowane przez Howarda Shore'a. W tym momencie zauważyłem znaczne nawiązanie do LotR'a jeśli chodzi o styl napisu wprowadzającego, co mile mnie zaskoczyło. Skok w przeszłość o 60 lat z czasów Wojny o Pierścień jest świetnym pomysłem, co pozwoliło nawiązać do WP bez żadnych zagmatwań i pozwala na wyobrażenie sobie całej treści filmu jako opowieści wyjętej wprost z Czerwonej Księgi Marchii. Peter Jackson bardzo przyłożył uwagę również do poznania postaci. W humorystyczny sposób przedstawił młodego Bagginsa, jak i całą watażkę krasnoludów z Gandalfem i Thorinem na czele. Z wielką uciechą przyglądałem się po kolei wchodzącym krasnoludom do Bag End, a uciecha rosła z każdym kolejnym krasnoludem w spiżarni Bilba. Perfekcyjne wykreowanie postaci to jeden z największych atutów tej produkcji.



Spotkałem się z ostrą krytyką w sieci związaną z przeciągającymi się scenami, aby tylko zapełnić czas ekranowy na nudnych nic nie znaczących scenach, że film jest przepełniony jakimiś efektami, że jest zbyt bajkowy i za mało "władcopierścieniowaty". Zdecydowanie się z tym nie zgadzam! Przede wszystkim reżyser dobrze nas zaznajomił z bohaterami i widziałem dokładnie to co moja wyobraźnia wykreowała w 2003 roku, kiedy czytałem pierwszą książkę Tolkiena (tak, to był właśnie Hobbit). Co więcej, nie wiem o co wszystkim chodzi z efektami. Film jest w 3D, co prawda efekt ten jest widoczny cały czas - bo głębia filmu jest zrobiona "warstwami" i takie plany jak pierwszy, drugi, czy trzeci mają swoją ostrość, efekt rozmycia i kolory. W połączeniu z okularami 3D wygląda to niesamowicie.



Poruszę ostatnie dwie kwestie filmu, przez wielu kinomaniaków uważane za wady: niekanoniczność i bajkowość. Po pierwsze Peter Jakson umieścił w filmie treści, które nie były bezpośrednio zawarte w treści książki. Jednakże to nie znaczy, że nie miały one miejsca. Jeżeli ktoś zagłębiał się w notatkach Tolkiena i kalendarium Śródziemia to wie, że to co działo się w międzyczasie w Śródziemu również oddziaływało na przygody czarodzieja i krasnoludów. Przyjąłem te urozmaicenie z dużą aprobatą. "Tam i z powrotem" czytałem wiele razy oraz inne dzieła Tolkiena - za każdym razem, gdy kończyłem książkę czułem niedosyt. Chciałem czytać więcej i więcej, jednak wiedziałem że niczego więcej nie opublikowano. Peter Jackson pozbierał te luźne notatki, połączył fakty i po konsultacji z synem J. R. R. Tolkiena stworzył scenariusz. Zamiast jęczeć, że film nie zgadza się z treścią książki powinniście cieszyć się z tego urozmaicenia, i że nie jest ono wyssane z palca, tylko ma swój byt w Śródziemiu.

Teraz kolej na "bajkowość". Aż dziwię się, że trzeba przypominać dla kogo powstał "Hobbit". Pamiętajcie, że Tolkien pisał wszystkie teksty dla swoich dzieci i gdzieś miał wszystkie wydawnictwa świata. Dopiero znacznie później zgodził się na publikację swoich dzieł. Hobbit to bajka. Koniec i kropka. Nie może być "władcopierścieniowaty" bo Władca Pierścieni został napisany gdy jego podopieczni dojrzeli, więc zarówno treść Hobbita jak i treść LotR'a musiała być adekwatna do wieku czytelników.



Podsumowując film wypadł znakomicie. Zastanawiam się, do czego by się tutaj przyczepić... Szczerze powiedziawszy to widzę same zalety. Rozumiem jeśli komuś nie spodoba się pomysł z "rozszerzeniem" opowieści i rozbicia jej na trzy części. Teraz nie możemy oceniać całego dzieła, poczekajmy na odsłonę wszystkich części. Minusem natomiast nie jest sam film, ale jego dystrybucja. Jak zwykle czekałem pół godziny na główny punkt seansu, a po drodze pojawiły się różne reklamy. Minusem również byli ludzie w kinie. Nie wszyscy wiedzą, że idzie się do kina na film, a nie OTWIERAĆ STOŁÓWKĘ, nie wszyscy wiedzą że telefony się wycisza (nie uwierzycie, że dźwięk nadchodzącej rozmowy rozbrzmiał w momencie, kiedy krasnoludy zaczęły śpiewać po uczcie w Bag End przy kominku), a jeden pajac z ostatniego rzędu nie zauważył, że gdy wstawał do toalety zasłonił projektor na dobre parę sekund. To się po prostu w głownie nie mieści. Zastanawiałem się czy jestem w kinie, czy w chlewie. Co chwilę coś szeleściło, ktoś chrupał albo zakrztusił się jedzeniem i przez następną minutę kaszlał żeby wyrzucić chipsy z płuc. Żenada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz